środa, 26 grudnia 2012

Rzecznik Ubezpieczonych demaskuje grę w polisy 1.02

W artykule Gazety Wyborczej pt. "Polisy inwestycyjne to nie ubezpieczenia. Dajemy się na to nabrać" z 19 grudnia 2012 roku pojawiło się znamienne spostrzeżenie Rzecznika Ubezpieczonych: "Polisy inwestycyjne to nie są ubezpieczenia! - grzmi rzecznik Ubezpieczonych [...] W takich polisach suma ubezpieczenia jest mniej więcej równa wpłaconym składkom. To niepodobne do mechanizmu prawdziwych ubezpieczeń - tłumaczy Cezary Orłowski z Biura Rzecznika Ubezpieczonych. Jego zdaniem niektórzy klienci rzeczywiście mogą czuć się wprowadzeni w błąd. Gdyby sąd podzielił interpretację rzecznika ubezpieczonych, że te polisy wcale nie są polisami, to mogłoby to otworzyć klientom drogę do żądania zwrotu zainwestowanych w takie pakiety pieniędzy z pominięciem opłat likwidacyjnych. Rzecznik ubezpieczonych twierdzi, że to zwykłe produkty inwestycyjne". O co tu chodzi?



Cały raport Rzecznika Ubezpieczonych z 7 grudnia 2012 jest dostępny tutaj. A ten post ma swojego godnego następcę-kontynuatora w postaci postu: "Rzecznik Ubezpieczonych demaskuje grę w polisy cz. II".

Ubezpieczenie działa tak: Osoba XXX ubezpiecza się na kwotę np. 500 000 zł i XXX podpisuje umowę na comiesięczne wpłacanie składek ubezpieczeniowych przez 20 lat. A ubezpieczyciel szacuje ryzyko związane z wiekiem XXX, stylem życia itp. i ustala, że XXX powinien wpłacać składkę co miesiąc po 500 zł przez 20 lat (500 * 20 * 12 = 120 000 - co pewnie przy ryzyku zgonu ubezpieczonego wynoszącym np. 10 % towarzystwu opłaci się?). Jeśli XXX nie dożyje do końca okresu ubezpieczenia, to 500 000 zł dostaje wskazana przez niego osoba obdarowana (osoba uposażona). A jeśli XXX dożyje do końca polisy, to niekiedy nie odbierze ani złotówki (starszy typ polis) lub - jeśli ubezpieczenie jest częściowo inwestowane, to odbierze jakąś kwotę (zazwyczaj niższą niż suma wpłaconych składek). Tym niemniej ta część składki, która nie jest inwestowana jest związana z ryzykiem, jakie ponosi ubezpieczyciel, ze względu na możliwość śmierci ubezpieczonego.

Polisa inwestycyjna działa tak: Nasz pan XXX wpłaca co miesiąc 500 zł. Cała kwota z tej składki idzie na inwestycje. Opłatę od składki, która zawiera w sobie opłatę za ryzyko, płaci tylko przez pół roku. Jednak później opłata znika. Więc mimo tego, że wtedy pan XXX jest starszy, a ryzyko jego śmierci jest coraz większe, to opłata nie jest pobierana! A zatem jeśli nie ma ryzyka, to nie ma polisy. Na co Rzecznik Ubezpieczonych zauważa, że polisy inwestycyjne to nie ubezpieczenia, bo w tym przypadku towarzystwa ubezpieczeniowe nie ponoszą żadnego ryzyka, więc tym samym nie udzielają ochrony ubezpieczeniowej swoim klientom. - Chęć wyzbycia się ryzyka i zabezpieczenia się na wypadek niekorzystnych zdarzeń jest główną przyczyną zawarcia umowy ubezpieczenia i jest jej charakterystycznym elementem - czytamy w raporcie rzecznika. Polisy inwestycyjne są sprzedawane jako ubezpieczenia na życie i dożycie. Więc element ryzyka de facto nie występuje, jeśli klient - nieważne, czy umrze, czy będzie żył - pieniądze i tak dostanie (ale ile?). Pytanie zasadnicze brzmi: w ubezpieczeniu, jeśli coś mi się stanie, to zakładamy, że gdyby mi się nie stało, to wpłacałbym pewną kwotę i otrzymał kwotę wynikającą z ubezpieczenia. Towarzystwo ubezpieczeniowe ponosi pewne ryzyko (mierzalne) i  skoro ma wypłacić mi/wskazanym osobom całą kwotę ubezpieczenia (mimo, że na skutek jakiegoś zdarzenia nie uda mi się wpłacić tego, co deklarowałem), to okresowa składka przewyższa składkę, którą zapłaciłbym "dochodząc" do końca z ubezpieczeniem i otrzymując w zamian kwotę określoną w ubezpieczeniu...
Ale w umowie "polisy inwestycyjnej" takie określenie przedmiotu umowy skutkuje ustaleniem ryzyka na poziomie 100 procent, gdyż w ustalonym okresie czasu ubezpieczony z pewnością bądź umrze, bądź dożyje. Jeżeli zdarzenie, które powoduje wypłatę świadczenia przez zakład ubezpieczeń, jest pewne, to nie mamy do czynienia z umową ubezpieczenia - komentuje rzecznik.

PRZYKŁAD: Pan Kowalski kupuje polisę inwestycyjną, czyli (grupowe) ubezpieczenie na życie i dożycie. Jeśli umrze przed osiągnięciem 65. roku życia, to pieniądze odłożone na polisie dostanie jego rodzina. Jeśli Kowalski dożyje, to on sam dostanie pieniądze z ubezpieczenia. Nie ponosi więc żadnego ryzyka. Pieniądze wrócą albo do niego, albo do jego rodziny.

Tutaj jednak pojawia się kolejny problem: Ile powinna wynosić składka?

Podstawę określenia wysokości składki ubezpieczeniowej powinno stanowić właśnie ryzyko związane z możliwością zajścia określonego zdarzenia. Składka powinna co najmniej zapewnić wykonanie wszystkich zobowiązań z umów ubezpieczenia i pokrycie kosztów wykonywania działalności ubezpieczeniowej zakładu ubezpieczeń. Czyli im większe ryzyko zaistnienia zdarzenia, tym wyższa powinna być składka.

A jak jest w polisach inwestycyjnych? Składka nie idzie na ochronę, tylko jest nieomal w całości inwestowana. Tzw. opłata za ryzyko ubezpieczeniowe - według Rzecznika Ubezpieczonych - jest pobierana w ramach opłaty administracyjnej. Jednak w przypadku niektórych polis, taka opłata jest pobierana tylko np. przez rok lub pół roku. - Zdarza się również, iż w okresie, w którym ryzyko śmierci zwiększa się, ubezpieczyciel przestaje pobierać opłatę za ryzyko - czytamy w raporcie.

To nie koniec. - W ubezpieczeniu na życie wysokość składki ubezpieczeniowej powinna być wynagrodzeniem za ochronę ubezpieczeniową, a więc powinna być obliczana zgodnie z zasadami matematyki ubezpieczeniowej na podstawie informacji dotyczących osób, które mają przystąpić do ubezpieczenia, w tym m.in. wieku, ryzyka związanego z wykonywanym zawodem, trybem życia, stanem zdrowia, np. przebytymi chorobami, wysokością i zakresem ochrony ubezpieczeniowej udzielanej na podstawie umowy ubezpieczenia przez ubezpieczyciela - czytamy dalej. Tymczasem ubezpieczyciel w tego typu produktach w żadnym przypadku nie różnicuje wysokości składek w zależności od wieku, stanu zdrowia, trybu życia itd.

"Suma ubezpieczenia w tego typu produkcie ubezpieczeniowym jest mniej więcej równa wpłaconym składkom. - Suma ubezpieczenia jest określona w momencie zawieranie umowy ubezpieczenia i jest jednym z czynników, które mają wpływ na wysokość składki ubezpieczeniowej. W ubezpieczeniach na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym, w przeciwieństwie do tradycyjnych ubezpieczeń osobowych, suma ubezpieczenia jest zazwyczaj nieokreślona kwotowo, a wręcz niemożliwa do ustalenia w momencie zawierania umowy, gdyż wynika z efektywności inwestycji w fundusze kapitałowe" - tłumaczy rzecznik ubezpieczonych.



W ubezpieczeniach z funduszem kapitałowym brak jest też gwarancji wypłaty określonej kwoty. - Umowę taką można by przekornie nazwać umową o depozyt składki ubezpieczeniowej z opcją oprocentowania wkładu albo opłatą za przechowanie bez opcji oprocentowania depozytu ubezpieczeniowego - podsumowuje rzecznik. To w zasadzie jest kuriozalne: oprocentowany depozyt!W raporcie RU można m.in. przeczytać "W ubezpieczeniach na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym tak nie jest – ubezpieczający wpłaca kwotę, którą chce >>pomnożyć<< w efekcie przekazania jej zakładowi ubezpieczeń – czasem są to wieloletnie oszczędności – jak wskazują skargi – nawet kilkaset tysięcy złotych. Składka ubezpieczeniowa w ubezpieczeniach na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym, mimo częściowego rozdzielenia, jest więc de facto kwotą, przeznaczoną na inwestycję i pokrycie jej kosztów. Wynika to jednoznacznie zarówno z samej wysokości tej składki (jeżeli przekracza kilka tysięcy złotych), jak również z treści ogólnych warunków ubezpieczenia", które ubezpieczyciele formułują na wiele sposobów. Tak więc tu wyłania się wilk ukrywający się w skórze owcy: "składka ubezpieczeniowa jest kwotą przeznaczoną na inwestycję i pokrycie jej kosztów". Koniec czarów...

Prawnikom polecam kolejny akapit z raportu RU: "Należy pamiętać, iż zgodnie z przepisem art. 813 k.c. składkę oblicza się za czas
trwania odpowiedzialności ubezpieczyciela. W przypadku wygaśnięcia stosunku ubezpieczenia przed upływem okresu na jaki została zawarta umowa, ubezpieczającemu przysługuje zwrot składki za okres niewykorzystanej ochrony ubezpieczeniowej. Składka w ubezpieczeniach na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym nie jest proporcjonalna do okresu świadczonej ochrony ubezpieczeniowej, a więc nie jest obliczana zgodnie z normą art. 813 k.c. Tym samym, nie ma możliwości zwrotu składki, za okres niewykorzystanej ochrony ubezpieczeniowej w przypadku wcześniejszego wygaśnięcia stosunku prawnego
". Tu mamy kolejne powołanie się na wadliwą konstrukcję "produktu ubezpieczeniowego" - jakie to ubezpieczenie, kiedy brak możliwości dopełnienia obowiązków przez ubezpieczającego jest spowodowany tym zdarzeniem, na który jest ubezpieczony (!!!)  Toż to ubezpieczenie-a-la-Kafka!



PRZYKŁAD: Świadczenie, które dostanie pan XXX (jeśli dożyje) lub wskazani obdarowani (np. jego rodzina) - jeśli XXX umrze - wyniesie dokładnie tyle, ile sam wpłacił. Oczywiście po uwzględnieniu ewentualnego zysku i pobraniu przez ubezpieczyciela opłat od składki, opłat za zarządzanie jego pieniędzmi, itd.

Dziennikarz GW zapytał, co na to Polska Izba Ubezpieczeń?: "Ubezpieczenia na życie są wyraźnie i jasno umocowane w prawie europejskim, a konkretnie w dyrektywie Parlamentu Europejskiego i Rady dotyczącej ubezpieczeń na życie. Pierwszy załącznik dyrektywy wymienia jako jedną z grup ubezpieczeń ubezpieczenia powiązaną z funduszami inwestycyjnymi. [,,,] Zasady ubezpieczeń z UFK są opisane precyzyjnie w ustawie o działalności ubezpieczeniowej. Ich charakter na polskim rynku jest dokładnie taki, jak przewidziany w ustawie. O jakichkolwiek limitach czy minimalnych poziomach ochrony ustawa nie mówi - tłumaczy Jan Grzegorz Prądzyński, prezes PIU. - Ubezpieczenia na życie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym oferowane są na polskim rynku od kilkunastu lat. Część z nich ma charakter typowo inwestycyjny, ale są to produkty ubezpieczeniowe i obwarowane są wszelkimi niezbędnymi normami, jakie przewiduje w tym zakresie polskie prawo. Ubezpieczyciele mają absolutny obowiązek działać w rygorze prawa i tak postępują". A zatem druga strona barykady ma inne spojrzenie na ten produkt. Ciekawe tylko, co to znaczy "ma charakter typowo inwestycyjny, ale jest produktem ubezpieczeniowym"?

Opisany przez artykuł problem "ogarnąłem tylko częściowo". Ponieważ mocno mnie to obchodzi, a segment rynku bankowo-ubezpieczeniowego - "dziwnym zbiegiem okoliczności" - tylko pozornie ma coś wspólnego z tzw. podatkiem Belki (powstał po to, aby ten podatek omijać, a jest bardziej super drzazgą - megabelką w oku), to tym bardziej mnie zaintrygował. Zgodnie z regułą działania informatyków nazwę go "Rzecznik Ubezpieczonych demaskuje grę w polisy 1.02". Mam nadzieję, że Urząd Rzecznika Ubezpieczonych skończy tę grę w "prawnicze bambuko" w wykonaniu koncernów bankowo-finansowo-ubezpieczeniowo-kapitałowo-funduszowo-giełdowo-ściemniających...

wtorek, 18 grudnia 2012

Alicja przechodzi przez lustro

Co dzieje się z ludźmi, którzy w sporze z Getin Bankiem uzyskali to, na co nalegali? Nobody knows... Co zrobili, że tak się stało? Nobody knows... Dlaczego o tym nie wiemy? Bo przeszli na drugą stronę lustra. I co ja mam teraz napisać? Że jestem po drugiej stronie lustra? A jestem? Przypomina mi to minipowieść s-f autorstwa Janusza Zajdla pt. "Cała prawda o planecie Xi", w której SYSTEM zmuszał racjonalnych osobników do pozornie nieracjonalnego działania... Ale przecież nasz realny świat jest mimo wszystko lepszy i działają w nim instytucje takie jak UOKiK, KNF czy przede wszystkim Rzecznik Ubezpieczonych. Dlatego nie należy bać się nietoperzy ani wszelkiej maści Drakuli :D

Zatem trzeba robić swoje, opowiadać o swoich krzywdach (czyli skarżyć się), ganić, wierzgać, ... A odbiorców skarg jest wiele: Rzecznik Ubezpieczonych, powiatowy lub miejski rzecznik praw konsumenta, UOKiK, KNF czy w końcu (darmowy przecież) arbitraż bankowy.

wtorek, 4 grudnia 2012

Inteligencja finansowa - kandydat do prize award 2012

Maciej Samcik napisał na swoim blogu takie piękne sformułowania, że można by co najmniej zakochać się w nim (toż to chodząca inteligencja finansowa). Pozwolę sobie zacytować, bo boskie toto:

"Nigdy nie byłem wielkim fanem polis inwestycyjnych, bo uważałem - i nadal uważam - że firmy ubezpieczeniowe powinny się zająć głównie ubezpieczaniem życia, majątku i różnej maści działalności gospodarczej narodu, bo na tym znają się najlepiej. Programy inwestycyjne, oferowane przez ubezpieczycieli, mają cel zgoła inny - mają zapewnić klientowi dodatkową emeryturę albo długoterminowy zysk z inwestowania, a firmie ubezpieczeniowej dodatkowy zysk. Sęk w tym, że cele te są sprzeczne, a ubezpieczeniowcy nie mają żadnego wyjątkowego patentu  na zarabianie - pieniądze trafiają do zwykłych funduszy inwestycyjnych, które są po prostu opakowane w polisę. To opakowanie ma pewne zalety - pozwala przesuwać pieniądze między funduszami bez płacenia podatku Belki, a i samych funduszy do wyboru jest więcej, niż w innych pakietach inwestycyjnych. Ale na drugiej szali są koszty: opłata administracyjna - przeważnie jakieś 10 zł miesięcznie - oraz dodatkowa opłata za zarządzanie ubezpieczeniowym parasolem - zwykle od 2% do 4%. Jeśli dodać do tego opłatę za zarządzanie pobieraną przez same fundusze inwestycyjne - to kolejne 2-4% - okaże się, że wielką sztuką jest tak zarządzać pieniędzmi, by wyjąć z polisy inwestycyjnej znacząco wyższe zyski, niż ze zwykłej lokaty, czy z obligacji. A znam przypadki, w których po kilku latach pieniędzy było mniej, niż na początku.

Dzisiaj słów kilka o innej poważnej wadzie takich produktów inwestycyjnych - opłacie likwidacyjnej. Powoduje ona, że los inwestora, który kupił taki produkt, przypomina los chłopa pańszczyźnianego w średniowieczu - przywiązanego do ziemi i smaganego batem przez pana - w tej ostatniej roli obsadzili się przedstawiciele zakładów ubezpieczeń. Jeśli w ciągu pierwszych kilku lat inwestowania klient zechce rozwiązać umowę, musi zapłacić odstępne - w skrajnym wypadku straci nawet wszystkie wpłacone składki! To jest właśnie ta opłata likwidacyjna, uzależniona procentowo od wartości wpłaconych pieniędzy. Wiadomo po co ona jest - by firma ubezpieczeniowa mogła wypłacić kilkutysięczne wynagrodzenie agentowi, który „przyniósł” klienta niezależnie od tego czy klient będzie inwestował w polisę przez umówione co najmniej 10 lat, czy też nie. Ja jednak uważam ją za nieuzasadnioną. Nie ma żadnego powodu, by uzależniać koszt rozwiązania umowy od wpłaconych przez klienta składek. Niech firmy wpisują opłaty likwidacyjne do polis - proszę bardzo! Ale niech będzie to stała opłata, rzeczywiście odzwierciedlająca koszty związane z zerwaniem umowy przez klienta. W obecnej postaci wygląda ona raczej jak nienależne świadczenie, którego związku z realnymi kosztami rozwiązania umowy żadna firma ubezpieczeniowa chyba nie byłaby w stanie wykazać. Sądzę, że to temat dla Polskiej Izby Ubezpieczeń, która ma dbać o dobre praktyki w tej dziedzinie.
"

piątek, 19 października 2012

Doradca klienta czyli wyciskacz klienta

Maciej Samcik na swoim blogu podał historię pewnej klientki, która chciała pożyczyć w Getin Banku 15.000 zł na cztery lata z przeznaczeniem na zakup samochodu. Pan Maciej poniższą historię opatrzył swoim komentarzem, a mnie zadziwiają w niej zupełnie inne aspekty działalności Getin Banku, które w formie spostrzeżeń podaję na końcu tej historyjki. Cytuję:
Bank już w pierwszym paragrafie umowy zamieścił zapis: "Bank udziela Kredytobiorcy kredytu w złotych polskich (zwanego dalej „Kredytem”) w kwocie 16.129,03 zł. Kredyt przeznaczony jest na refinansowanie kosztów zakupu pojazdu (zwanego dalej „Pojazdem”) marki (...), rok produkcji 2002, w kwocie 15.000,00 zł, kosztów objęcia Kredytobiorcy ubezpieczeniem na wypadek zgonu w kwocie: 806,45 zł". Spryciarze. Klientka potrzebuje 15.000 zł, a oni od razu wpisują do umowy kwotę znacznie wyższą, żeby mogli zainkasować nadwyżkę na jakieś lewe ubezpieczenie. O którym zresztą nie wspomina nawet w par. 2: "W związku z udzieleniem Kredytu Kredytobiorca ponosi następujące koszty: a) prowizji bankowej w kwocie 322.58 zł, b) odsetek od kredytu w kwocie 4671.65 zł, c) zarejestrowanie Pojazdu na Bank - 44,00 zł". Klientka przeczytała co jej podsunięto do podpisu i zaczęła zadawać pytania. "Wyjaśniono mi, iż to ubezpieczenie jest dla banku sposobem na obejście ustawy ograniczającej możliwość kredytowania prowizji". Bo, rzeczywiście, Ustawa o kredycie konsumenckim takich manewrów zabrania - prowizję bankową trzeba zapłacić z własnych pieniędzy, nie z kredytu. "Na moje pytanie, czy ubezpieczenie jest obowiązkowe pani doradca klienta odpowiedziała, że bez niego miałabym wyższą prowizję. Dodała jeszcze, że ona sprawdzała różne opcje i ta jest dla mnie najkorzystniejsza... Jestem totalnie ciemna jeżeli chodzi o prawo bankowe, więc pomyślałam że może faktycznie kobieta chce dla mnie dobrze [...]. Pani Liliana miała wątpliwości i jeszcze raz poszła do banku, gdzie powtórnie została poddana "grillowaniu". A że był to Getin Bank, to grillowano na wolnym ogniu, podpiekano i przypalano. Ostra jazda. "Pani-doradca klienta przez godzinę sobie pogadała, mówiła między innymi, że to ubezpieczenie jest po to, aby na wypadek mojej śmierci auto odziedziczyła rodzina. Odpowiedziałam, ze nie mam rodziny i nie obchodzi mnie co się po mojej śmierci z autem stanie. Pani wtedy obliczyła na nowo - bez ubezpieczenia i z wysokim oprocentowaniem. No to znowu ja, że nie rozumiem skąd wzięła taką stawkę - to jakaś kpina. I że wezmę kredyt gotówkowy w innym banku.. Wtedy zaczęła się inna rozmowa i stał się cud! W efekcie mam ten kredyt - bez ubezpieczenia z oprocentowaniem takim, jakie wcześniej obiecywano przy ubezpieczeniu.

Spostrzeżenia:
  • Banał: doradca klienta w Getin Banku wmawia klientowi banku, że jakiś wariant jest dla klienta najkorzystniejszy, a jest najkorzystniejszy dla Banku. Natomiast dla klienta jest najbardziej niekorzystny. Po prostu doradca klienta powinien nazywać się "naciągaczem klienta", "wyciskaczem klienta", tytuł/stanowisko doradcy (a najczęściej doradczyni) ZUPEŁNIE nie koreluje się z jego/jej faktyczną działalnością.
  • Banał: Polskie banki (a celuje w tym Getin Bank) za nic sobie mają zakaz sprzedaży wiązanej, skoro w rozmowie z klientem (którą przecież można nagrać) oferują dodatkowe produkty jako sposób na uzyskanie jakichś "bonusów". W rozmowie z klientką "doradczyni klienta" powiedziała otwartym kodem: " to ubezpieczenie jest dla banku sposobem na obejście ustawy ograniczającej...". I mówienie czegoś takiego jest legalne?
  • Regułą w Getin Banku jest proponowaniu każdemu klientowi z osobna indywidualnej stawki/marży podczas udzielania kredytu. Sam to przerabiałem biorąc kredyt hipoteczny w GB w 2010 roku. Zaproponowano mi atrakcyjną marżę, a następnie po kilku dniach dostałem pismo radośnie informujące mnie o udzieleniu mi kredytu hipotecznego tyle, że ... z dwukrotnie wyższą marżą. Na moje oburzenie, że nie tak miało być kierowniczka oddziału Getin Banku w Luboniu twierdziła, że nic nie da się zrobić. Kredyt wziąłem w GB, tyle że nie w tym oddziale i nie z taką marżą, jaką mi wstępnie zaproponowano. A zatem gdybym - jak przeciętny "jeleń" - wziął zaproponowany kredyt, to wytargowany w tym Oddziale czysty zysk zostałby właśnie tam, bo placówki te pracują na franszyzie i mają w nosie globalny wizerunek Getin Banku.
  • Wniosek wypływający z powyższych spostrzeżeń jest stosunkowo prosty. Jeśli Bank w ramach umów franszyzowych nie nakazuje oddziałom jednolitej polityki nakazującej im stosowania pewnych etycznych norm, a oddziały Getin Banku mogą stosować indywidualne - i z punktu widzenia klientów, chytre i podłe - praktyki, to każda z placówek intensywnie pracuje na własne konto, tyle tylko, że sumarycznie psując w przyspieszonym tempie wizerunek marki (Getin Banku). Działa tu ten sam mechanizm, który zauważył niejaki Mikołaj Kopernik a propos psucia pieniądza.

czwartek, 27 września 2012

KNF rusza się, a w kazdym razie daje oznaki życia

Wygląda na to, że instytucja nadzoru jaką jest KNF (Komisja Nadzoru Finansowego wreszcie ruszyła/kiwnęła palcem. Wydała z siebie ryk w następującym dokumencie: Praktyki banków

środa, 12 września 2012

Plan Regularnego Oszczędzania Zabezpiecz Przyszłość cz. II

Jest to dalsza część mojej historii z Getin Bankiem, którą opisałem w swoim pierwszym poście. Zbulwersowany po wizycie 8 sierpnia w Getin Banku w Luboniu poszedłem tam po 2 dniach i złożyłem skargi na Getin Bank, po czym 16 sierpnia 2012 roku odwiedziłem oddział Getin Banku w Luboniu i ...



Pracownica banku Anna S. odmówiła mi wydrukowania ponownie (w dniu 16 sierpnia 2012 roku) tabeli wykupu dla mojego ubezpieczenia, tłumacząc, że wydrukowana dla mnie 8 sierpnia tabela wykupu jest wewnętrznym dokumentem Getin Bank (nie posiadający żadnych logo firmowych, tytułu itp. informacji) i że ona tę tabelę wydrukowała przez pomyłkę. Czyli w listopadzie ub. r. również placówka bankowa, w której kupowałem ten produkt, nie posiadała takiej tabeli, bo nie ma takiego druku w Getin Banku przygotowanego dla klienta banku. Dając mi do podpisu umowę z zapisem, że zapoznałem się z warunkami będącymi w załącznikach Getin Banku z góry zakłada, że klient podpisuje, że zapoznał się z tym, czego mu nie pokazano (bo taka tabela nie jest dokumentem dla niego przeznaczonym). Na moją wyraźną prośbę pracownica Banku podała mi wycenę funduszu, o który oparty jest "mój produkt". Podała, że urósł z 395 zł w listopadzie 2011 roku do 419 zł w dniu 16 sierpnia 2012 roku. Na moje żądanie napisania tego mi na piśmie wielokrotnie mi odmawiała i w końcu skontaktowała się telefonicznie z kimś w centrali i po minucie wyświetliła mi na monitorze informację, że jednak jest inaczej i że indeks mojego produktu spadł z 250 zł w listopadzie ub. r. do 154 zł w sierpniu br. (czyli spadł o 40%)[1]. Na moje wyraźne żądanie podpisała się pod sporządzoną przeze mnie notatką z powyższymi danymi (załącznik nr 2). Jest to niechlujny i mało istotny dokument, ale ilustruje trudność otrzymania czegokolwiek na piśmie od pracowników Getin Banku. Z zamieszczonego w internecie bilansu tego funduszu na dzień 30 czerwca 2012 roku wynika wprost, że jest on dosłownie zżerany przez zarządzający nim fundusz Open Life GP5 UFK (w bilansie widnieje 9,5 mln zł straty na czerwiec 2012 r. z początkowych 23,7 mln zł aktywów w listopadzie ub. r.). Na marginesie: sprawdziłem jak ma się sprawa kolejnych edycji (zwanych przez Getin Bank subskrypcjami) tego indeksu i stojących za nimi funduszami: Open Life GP6 UFK, GP7 ... GP14. Każdy z nich utrzymuje wartość startową do zakończenia subskrypcji (np. u mnie były to 3 miesiące, a dla produktów o subskrypcji 1-miesięcznej utrzymują fason przez miesiąc), aby potem gwałtownie pikować w dół o kilkadziesiąt procent!

Poprosiłem ją również o regulamin mojego funduszu oraz o tabelę opłat i limitów. Wręczono mi regulamin zupełnie innego funduszu UFK Open Life GP14 (załącznik nr 4) oraz tabelę opłat i limitów (zał. nr 5) jeszcze innego funduszu (prawdopodobnie funduszu Open Life GP13 UFK o subskrypcji od 1 sierpnia 2012 roku do 31 sierpnia 2012 roku - uważam tak, gdyż kod produktu to T/I/GB/OGIR101/013) twierdząc, że nie posiadają regulaminu funduszu, który mi placówka ta sprzedała (czyli Open Life GP5 UFK). Tabela ta według moich wyliczeń (poprzez porównanie z wydrukowaną dla mnie w Getin Banku w Luboniu tabelą w dniu 8 sierpnia) różni się, co do warunków i kwot. Również podczas tej wizyty wręczyła mi warunki ubezpieczenia - prawdopodobnie dotyczące innego funduszu (brak informacji o funduszu, którego dotyczą).




P.S. Teraz jak to piszę jestem już po rozmowie z zastępczynią dyrektora regionalnego, która stwierdziła, że dla niej znalezienie dokumentów związanych z moim funduszem nie stanowi żadnego problemu ... ona po prostu znalazła je w sieci... Ale na moje pytanie: "w jakiej sieci?", odpowiedziała: "w wewnętrznej sieci Banku". Dobre, prawda?

poniedziałek, 10 września 2012

żeby nie było, że nie ostrzegałem

Przyglądając się od maja 2012 roku temu, co narasta wokół Amber Gold i linii lotniczej OLT Express, wyrokowałem wówczas, że stanie się tak, ... jak się stało. Pamiętam jak mówiłem swojej żonie: "zobaczysz, okaże się, że kilkaset tysięcy ludzi kupiło sobie bilety na jesienny wypad weekendowy np. do Wenecji. Zobaczysz, że OLT Express nie dotrwa do jesieni (bo wtedy miały zacząć się rejsy zagraniczne OLT Express) i po zbadaniu sprawy przez prokuraturę okaże się, że na dany rejs np. 26 października OLT sprzedał np. 10 000 biletów w jednym samolocie." Cóż, teraz mogę sobie pisać, że już wtedy to przewidziałem. Kto mi teraz uwierzy, że tak prorokowałem?

Dlatego też muszę podzielić się ze swoim "proroctwem" dotyczącym Getin Noble Banku. Po artykule w Rzeczpospolitej o dynamicznym rozwoju rynku ubezpieczeniowego, w którym jest taka oto fraza: "Jak wynika z raportu Analiz Online, największy wzrost aktywów w ujęciu procentowym zanotował segment funduszy dłużnych ... W analogicznym okresie wzrosły także aktywa funduszy ochrony kapitału do poziomu 8,6 mld zł, czyli o 16,2 proc. W tym przypadku wysoka dynamika aktywów, to przede wszystkim zasługa Open Life TUŻ, które w niecały rok po rozpoczęciu działalności operacyjnej osiągnęło blisko 5-procentowy udział w rynku." Dodam od razu, że Open Life TUŻ to część grupy kapitałowej Getin Noble Bank. 

Towarzystwo to (Open Life TUŻ) w ramach grupy ubezpieczeniowej Getin Życie sprzedaje tak naprawdę produkty strukturyzowane (Pareto, Pareto II, Pareto III, Libra, Lucro, Kwartalne Zyski, Światowe Rynki, Plan Systematycznego Oszczędzania Zabezpiecz Przyszłość, Better Future itp.), które niczym bomba z opóźnionym zapłonem uderzą (zdaniem moim, zdaniem ekspertów finansowych, zdaniem każdego, kto dokładnie przeczyta, jak zbudowane są te produkty) w dziesiątki tysięcy (jeśli nie setki tysięcy) klientów, którzy staną się ich nabywcami. Uderzą, to znaczy: po zakończeniu życia każdego z tych produktów klient zgłosi się po odbiór swoich pieniędzy i dostanie jakiś marny ochłap i to w nominalnej wartości (bez uwzględnienia inflacji). Okaże się po prostu, że indeks, na którym były oparte, będzie po prostu zakładem, który nie wygra (np. okaże się, że indeks zakładał, że indeks giełdowy Wig20 będzie większy od 3500 punktów, a może indeks będzie zakładał, że będzie mniejszy od iluś tam, nie ma jak tego sprawdzić). Produkty te są agresywnie oferowane "każdemu Kowalskiemu", a sprzedawcy najczęściej sprzedają je jako analogiczne do lokaty bankowej, ale zagajając: "no wie Pan/Pani, forma ubezpieczenia to po to, żeby uniknąć zapłaty podatku Belki". Albo tak, jak jest to w reklamie w ramach poradnika Getin Banku wraz z dziennikiem Fakt (gdzie piszącym reklamę "dziennikarzem" jest pan Wojciech Sury, obecny rzecznik prasowy Getin Noble Banku): "bezpieczny i o niskich kosztach sposób zmuszający do systematycznego oszczędzania". Czysta kpina!

Jestem przekonany, że za 10-15 lat wybuchnie afera o skali kilkudziesięciokrotnie większej od Amber Gold, bo w grę wchodzić będą straty klientów rzędu kilkunastu miliardów złotych. I co? I będąca wówczas przy władzy partia ABC zrzuci całość winy na wygrzewających się na tropikalnych plażach podstarzałych polityków, którzy obecnie nami rządzą. A działania można podjąć teraz, po to w końcu mamy: KNF, UOKiK, Rzecznika Ubezpieczonych, Prokuraturę (przecież tu jest mowa o par. 286 K.K. i par. 86 K.C.), a na samym końcu tego łańcuszka jest w końcu jakiś Minister Sprawiedliwości? No, ale wszystkie te instytucje są czyste, bo przecież formalno-prawnie wszystkie umowy są ponoć poprawne, a że tysiące ludzi jest oszukiwanych i wprowadzanych celowo w błędne przeświadczenie o "produkcie" finansowym, który nabywają?

Dlaczego uważam, że są setki powodów, aby mniemać, że za kilkanaście lat nie będzie śladu po tych, którzy sprzedali takie "toksyczne" produkty. Wystarczy spojrzeć na mnogość podmiotów w ramach grupy Getin: Getin Bank, Getin Noble Bank, Getin Online, Open Life, Getin Życie, Open Finance, GetBack, TaxCare, Home Broker, Internetowe Biuro Maklerskie. I w danym momencie niektóre z podmiotów są kurami znoszącymi złote jajka (teraz chyba będzie taką kurą nienotowana na giełdzie firma ubezpieczeniowa Open Life i windykacyjna GetBack), a niektóre są "chłopcami do bicia" (teraz chyba jest to posiadający mnóstwo placówek w formie franszyzy Getin Bank (tam chyba pan L.C. nie posiada już akcji, więc nic nie straci na finansowym obsunięciu się tej spółki) oraz Getin Holding - wystarczy spojrzeć na jego notowania giełdowe za ostatnie 12 miesięcy, żeby zobaczyć skalę upadku (obecnie kapitalizacja wynosi 1,21 mld zł, a cena akcji 1,65 zł) od początku 2012 roku (na początku stycznia br. akcje kosztowały 7,20 za sztukę!). Nie znam szczegółów, ale chyba można przeprowadzić 2 działania arytmetyczne: 1,21/1,65*7,20 = 5,28 mld zł kapitalizacji w styczniu 2012 ;)

Uwaga: z raportów Rzecznika Ubezpieczonych za 2010 rok, za 2011 rok i za 2012 roku widać wyraźnie, że kit ten wciskają klientom nie tylko rozmaite macki Getin Banku - bawią się tymi niebezpiecznymi zabawkami takie firmy jak: Axa, Aegon, Warta, Ing, Amplico, Generali, Nordea itd. Dokąd to zmierza i kto panuje nad globalnym wypływem pieniędzy z kieszeni polskich rodzin? Halo, Houston - mamy problem ;)

P.S. W każdym amerykańskim hotelu w każdym pokoju hotelowym na stoliku nocnym można zobaczyć Biblię. Wygląda na to, że w Polsce w każdym pokoju hotelowym (a może w każdym domu?) powinien znajdować się egzemplarz Kodeksu karnego (jako odpowiednik Starego Testamentu - jest bardziej surowy) oraz egzemplarz Kodeksu cywilnego (jako odpowiednik Nowego Testamentu). W naszym Państwie są one chyba niezbędne do funkcjonowania każdego obywatela (przynajmniej dla posiadającego jakikolwiek produkt bankowy, ubezpieczeniowy lub będący jakąś ich hybrydą - polisolokata ...)

piątek, 7 września 2012

cuda cuda ogłaszają - czyli ciekawostki o socjotechnikach i sztuczkach pracowników Getin Noble Banku

Postaram się w opisywać tu 9i systematycznie dopisywać) co ciekawsze "kąski" czyli niewiarygodne wręcz niekiedy historie związane ze sprzedażą "superproduktów" oferowanych przez Getin Noble Bank.

1. Na początek banalny wpis z portalu www.wrobieni.org, w którym autorka wpisu pisze coś takiego: "Powiedziano mi, że po 2 latach mogę wybrać cały mój kapitał nawet z zyskiem. Nie będę pisać, jak mnie wrobiono, bo sposób jest taki sam, tylko innym powiedziano, że po 6 miesiącach, innym po 2 latach jeszcze innym po 5 lub 6. Jakie to ma teraz znaczenie?". Chodzi jej o to, że podobnie jak pozostałym 1200 członkom portalu sprzedawcy podstępnie zmanipulowali ją i zapewnili, że po 2 latach będzie mogła odstąpić od "produktu" bez poniesienia strat. Skąd ja to znam? Ponad 1200 klientów-nabywców rozmaitych "superproduktów" Getin Noble Banku twierdzi to samo: "zostaliśmy zmanipulowani i podstępem nakłoniono nas do kupna produktu", który zawiera nie ujawnione przez sprzedawców pułapki mające decydujący wpływ na końcowy efekt, którym jest  ogromna strata finansowa klienta Banku. Mówimy tu o oszustwie, które zdefiniowane jest w Kodeksie Karnym w par. 286 p. 1 i polega na przekazaniu fałszywych informacji klientowi lub niepodaniu istotnych informacji w celu osiągnięcia korzyści finansowych (np. prowizji dla sprzedawcy). Chodzi mi w tym przypadku o to, że jeśli 1200 osób mówi, że zostało zmanipulowani (oszukani), to dlaczego żadne instytucja nie zajmie się tym? Pozostaje słowo klienta przeciwko zaprzeczeniom sprzedawcy? Nikt nie widzi tu regularności (czytaj: w tle mamy zorganizowany i zinstytucjonalizowany proces szkoleń, gdzie specjaliści od sprzedaży dokładnie instruują jak dokonać tego, żeby np. klient zaparafował n-ty raz, że z czymś się zapoznał, ale sprzedawca (pracownik banku) jakoś odwróci jego uwagę. Nikt nie widzi tej powtarzającej się setki razy regularności w zeznaniach i doznaniach nabitych w butelkę nabywców rozmaitych produktów?

2. Maciej Samcik z Gazety Wyborczej w sowim artykule opisuje historię klientki, której DomBank (hipoteczne ramię Getin Noble Banku) przewalutował kredyt hipoteczny z franków szwajcarskich na złotówki i wypowiedział kredyt z powodu 4 miesięcznej zwłoki w spłacie rat kredytu. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, ale jak można przeczytać w artykule klientka dostała monit z GetBack (windykacyjne ramię Getin Noble Banku), w którym była informacja, że powinna w ciągu 30 dni uregulować zaległe odsetki, a wtedy "bank rozważy możliwość cofnięcia wypowiedzenia". Cytuję ciąg dalszy: "Na wypowiedzeniu umowy kredytowej i monicie z zewnętrznej  firmy windykacyjnej GetBack widnieje podpis i pieczątka tej samej osoby. Podejrzewam, że firma GetBack, z którą byłam w kontakcie i windykacja zaległej kwoty przebiegała skutecznie, czyli wywiązywałam się z ustaleń, stworzona została po to, aby uśpić czujność klientów. W pewnym momencie okazało się, że Getin zabrał sprawę z tej firmy i przewalutował mój kredyt". W efekcie klientka pożyczyła z DomBanku 420 tys. zł, spłaciła 120 tys. zł, a po przewalutowaniu zostało jej do spłaty ... 650 000 zł. 
Mnie w tej historii najbardziej fascynuje to, że to nie DomBank wzywa do spłaty, tylko GetBack. Klientka spełnia warunki, ale to nie GetBack odpowiada/uznaje/nie uznaje spełnienia warunków czy też wycofania się z obietnicy "rozważenia możliwości cofnięcia wypowiedzenia".  To DomBank odpowiada, że przewalutowuje, ale przecież on nie wysyłał monitu... Jak słusznie zauważa redaktor Samcik: tam pracują niezłe filutki (osobiście sformułowałbym to inaczej, ale obiecałem sobie, że nie będę używał niecenzuralnych słów). Tym niemniej rozumiem już powody występowania na umowach rozmaitych (i mnożących się jak króliki) podmiotów grupy Getin: Getin Noble Banku, Getin Banku, Dom Banku, GetBack, TaxCare, Open Finance, Open Life, MyLife, Getin Życie... Zawsze można mieć umowę z G, dostać potwierdzenie umowy z H, dostać monit z X, otrzymać odpowiedź na reklamację z Y, dowiedzieć się, że za produkt odpowiada Z itp. itd.

3. Ciekawy przypadek znalazłem na pewnym forum w sieci, ale nie podam go celowo (wygląda na to, że niektóre fora prawne są  forami dla prawników, którzy na rozmaitych przypadkach podanych przez ufnych nowych forumowiczów, ćwiczą retorykę prawną i skuteczne formy "puszczania delikwentów na drzewo"). Mianowicie klient banku podpisał umowę, w ten sposób, że po podpisaniu pierwszej strony umowy (tworzącej kopię poprzez druk samokopiujący) okazało się, że istotne warunki wynikające z wypowiedzenia tej umowy były na rewersie umowy, którego to rewersu nie dano mu do podpisania, a on go nie zauważył. Odpowiedź bywalców forum: "Umowa na pewno jest zgodna z prawem, a przepisy prawa są publicznie dostępne, a zatem musisz je znać". Kropka

Opisując swój przypadek na forach prawnych (a raczej prawniczych) warto zwrócić uwagę na to, czy forum to powstało, aby pomagać ludziom, których spotkała krzywda (mało prawdopodobne, powód: porady fachowców pro bono? wolne żarty). Dużo bardziej prawdopodobne (moim zdaniem) jest to, że takie fora gromadzą prawników różnych specjalności, a oni na podanych im na tacy przykładach bezbronnych klientów różnych instytucji wyłuszczających jak zostali oszukani (zmanipulowani, oszukani etc.) odpowiadają na podstawie jakiego rozumowania lub paragrafu klient jest sam sobie winien. Jeśli delikwent nie oponuje lub jego argumentacja jest niezadowalająca, to ci "bywalcy" mają w swoim dossier nowy sposób gotowy do zastosowania w ich zawodowym życiu (np. w swojej firmie, najczęściej dużej korporacji). Ach ta młodzież! I jaka inteligentna! Nic tylko cieszyć się!

4. Spróbuję w krótkiej relacji opisać tutaj chyba najznakomitszy wyskok filutków ze stajni Getinu, a mianowicie historię niejakiego Jana Jączka w ramach jego przygody z Getinem. Historia ta opisana jest w artykule na portalu Afery Prawa a np. rozprawę apelacyjną można zobaczyć w nieco przydługim filmie na YouTube. W żołnierskim skrócie historia ta jest następująca. Pan Jączek zjawia się w Internetowym Domu Maklerskim (IDM), którego właścicielem jest Leszek Czarnecki (twórca Getinu). Pan Jączek ma na koncie 326 000 zł. W IDM broker proponuje mu "deal życia", którym ma być kupno akcji debiutującej spółki - LC Corp (był rok 2007, a akcje sprzedawał Leszek Czarnecki). Broker zaproponował, żeby Jączek dołożył do posiadanych przez siebie 326 000 zł jeszcze 74 000 zł, aby razem zebrało się 400 000 zł i do tego, żeby pożyczył 40 000 000 zł (lewarowanie 100-krotne!, bez zabezpieczenia!). Facet namawiany bierze w końcu "tylko" 20 mln zł kredytu i udzielają mu tego kredytu, pobierając prowizję (ok. 20 tys.) i odsetki (ok. 25 tys.) - łącznie 45 tys. zł .. z tych 326 000 zł. Ponieważ nastąpiła redukcja zleceń o ponad 98,1 % (której dokonał IDM), to kredyt jaki mu realnie przydzielono na zakup akcji był znacznie mniejszy i wyniósł ponad 99 tys. zł. Poprzez takie manipulacje z ogromnym przeszacowaniem kredytu Organizator tej imprezy nakręcił cenę akcji (cena wywoławcza wynosiła 5 zł za sztukę), wciągnął do całej operacji setki klientów a la Jączek zwabionych chęcią zysku i posiadających oszczędności i sfinansował sobie całą imprezę. Następnie akcje (cena debiutu dzięki temu lewarowi wyniosła 6,50 zł za sztukę) zaczęły oczywiście lecieć na łeb na szyję na dół. Przy czym cały czas faceta przekonywano w Getin Banku i w IDM, "że nie należy się wyzbywać, że to inwestycja długoterminowa" itd., itp. A pan Jączek cały czas płacił odsetki od kredytu (tego w wysokości 99 tys. zł). W sumie w ciągu półtora roku zapłacił ponad 13 tys. odsetek. Po półtorej roku Getin Bank za pośrednictwem IDM sprzedał jego akcje (bez wiedzy klienta), żeby spłacić kredyt. I tu jest ciekawostka - sprzedał po kursie 59 groszy za sztukę (znajdując idealnie moment, w którym osiągnęły one najniższy punkt notowań). I facet obudził się z listem, z którego wynikało, że IDM sprzedał jego akcje i za wszystkie akcje (kupione za 326 000 + 99 000 zł = 425 000 zł) uzyskał w sumie 32 000 zł, które to IDM potrącił na poczet spłaty kredytu, który pozostał do spłacenia przez tego biednego Jączka w kwocie 85 000 zł. Tak więc faceta skasowano w białych rękawiczkach na kwotę ponad 400 tys. zł. Nie bądźmy zbyt drobiazgowi! A to, że pan Jączek próbuje od 5 lat odzyskać pieniądze poprzez sądy użerając się z prokuraturą też dobrze nie świadczy... Jeśli LC posiadający Bank B, ma biuro maklerskie Y i oferuje swoje akcje spółki Z, to może przy pomocy kredytu udzielanego przez B złożyć zlecenie poprzez Y i pozbyć się akcji Z za najwyższą notowaną w późniejszej historii spółki Z cenę (6,50 zł), gdy po 1 i 1/2 roku okaże się, że były warte 8 % pierwotnej ceny. To jest złoty interes* lub przekręt* ... ale trzeba mieć rozmach klasy LC, żeby móc takie cuda wyczyniać.

* niepotrzebne skreślić w zależności od posiadanej moralności

5. Klientka na portalu money.pl opisała swoją historię: " A oto moja przygoda w Getin Banku. Wzięliśmy z mężem kredyt na zakup nowego samochodu, ale niestety noga nam się powinęła. Zabrano nam samochód, sprzedano i resztę kredytu komornik ściągnął z pensji męża. W 2008 roku dostaliśmy postanowienie komornicze,że zadłużenie wobec Getin Banku zostało spłacone a egzekucja zakończona. W roku 2011 dostaliśmy pismo z Getin Banku, że kredyt jest nie spłacony. Jak się okazało komornik nasze pieniążki wpłacał na konto innego klienta. Mała pomyłka przy księgowaniu. Teraz mamy spłacić jeszcze odsetki karne w kwocie 4500 zł, mimo tego, że sąd je oddalił". Getin Bank ma w nosie takie drobiazgi jak cudza pomyłka...

6. A oto jeden z przykładów z forum-kredytowe.pl w temacie kredyty samochodowe w Getinie (strona 9 tematu, wpis ok. siedemdziesiąty): u mnie również weryfikacja dokumentów zajęła sporo czasu, gdyż na piśmie widnieje data 20.10.10 a moja polisa kończyła się 28.10.10. Żeby było zabawniej pismo w którym powiadomiono mnie o wciągnięciu w polisę informuje, że pierwsza rata ubezpieczenia jest do zapłaty 25.10.10 a ów dokument dostałem od listonosza 28.10.10!. Niezłe co? Trzeba mieć tupet jak nie wiem co, żeby takie coś wymyślić, a do tego jaki wiejski majstersztyk wykonał Getin. Brawo Getin na pewno zyskacie tym przekrętem zbiorowe pozwy i lawinowe odejścia waszych klientów którzy jakby nie było przynoszą wam do banku wasze wypłaty". I co? I nic? 

7.Pewna klientka dwa lata temu wzięła kredyt hipoteczny w Getin Banku za pośrednictwem Open Finance, którego doradca wcisnął jej promocję „Pół w dół”  - polegającą na tym, że przez dwa lata spłaca się połowę raty - i przekonywał, że reszta jest rozpisana na wszystkie miesiące pozostałe do spłaty, w jej przypadku to 48 lat (bo kredyt był udzielony na 50 lat). Cały kredyt wynosi 340.000 zł, rata miała wynosić 1900 zł, a ta połowa (którą płaciła przez dwa lata), to była kwota 860 zł. Ostatnio, po upływie dwóch lat i wpłacie ok. 20.000 zł na konto Getinu okazało się, że do spłaty pozostało jej jeszcze... 380.000 zł. A więc saldo kredytu wzrosło od początkowego o 40.000 zł, nie licząc tego, że oddała bankowi 20.000 zł. Klientka otrzymała nowy harmonogram spłat, a pracownik Getinu zaproponował kolejną promocję na pięć lat – wtedy - po 5 latach spłaty - miałaby jeszcze do spłacenia 500.000 zł. Piękne, prawda? Klient cieszy się z "promocji", a Getin Bank dopisuje po prostu do kredytu to, czego klient nie płaci na bieżąco i nalicza od tego odsetki, a poza tym pobiera prowizję za tę promocję "pół w pół" (prowizja za promocję!).

Zmiana polityki "uświadamiania" w Getin Noble Banku


Klienci Getin Noble Banku żalą się, że nie otrzymali kompletu stosownych dokumentów podczas podpisywania umowy z Getin Noble Bankiem (lub jakąkolwiek placówką stowarzyszoną, która jest częścią holdingu: Getin Bankiem, Open Finance itp.). Wspólnym elementem tych skarg jest to, że bagatelizowano znaczenie jakiegoś dokumentu, przedstawiono informację na ekranie monitora pracownika Getin Noble Banku itp. Wszystko zrobione, aby klient nie zobaczył dokumentów, a potem mimo wszystko podpisał, że zapoznał się z nimi...
 Powszechnie stosowaną zalecaną praktyką na rynku finansowym jest umieszczanie warunków, całkowitych kosztów i innych istotnych informacji w samej umowie kredytowej, umowie o lokatę itp. produktach bankowych. Tak nakazują stosowne ustawy. W produktach ubezpieczeniowych takim dokumentem jest OWU (Ogólne Warunki Ubezpieczenia). Urząd Ochrony Klientów i Konsumentów opisuje jakie składniki powinny znaleźć się w OWU
Natomiast praktyką Getin Noble Banku jest umieszczanie rozmaitych tabel opłat, warunków wykupu, limitów i innych informacji w rozmaitych załącznikach, co jest niezgodne z ustawami konsumenckimi. UOKiK w swoim raporcie z kontroli wzorców umów pt. "Nieprawidłowości w ogólnych warunkach ubezpieczenia" pisze, że takie praktyki są niedozwolone, zwalczane ale nadal zdarzają się.

Zaintrygowała mnie spójna reakcja menedżerów Getin Noble Banku w związku z relacją telewizyjną w Panoramie TVP2 z 9 sierpnia 2012 roku i po kilku artykułach gazetowych piętnujących Getin Noble Bank i związane z nim Getin Bank, GetBack, MyLife, Open Finance, Open Life, Getit Life itp. (jest tego sporo). Świetnie reakcję Banku można prześledzić w artykule redakcji NaTemat. Żeby dobrze opisać, na czym polega ta Nowa Polityka muszę jeszcze opisać fragment rozmowy na ten temat, jaką przeprowadziłem w ramach zgłoszonej na Getin Noble Bank skargi, a którą to rozmowę przeprowadziłem z dyrektor regionalną odpowiedzialną m.in. za Poznań.
Podczas rozmowy zasugerowałem, że skoro Getin Bank każe podpisać klientowi, że widział Tabelę opłat i Warunki wykupu, to powinien przekazać te dokumenty do podpisu klientowi i trzymać drugi egzemplarz w ramach bankowej dokumentacji, Pani Dyrektor powiedziała, że jest to niecelowe! Że Getin Noble Bank zmienił niedawno procedurę podpisywania umowy i teraz klient własnoręcznie pisze, że zapoznał się z tymi dokumentami i pod swoją ręcznie spisaną deklaracją podpisuje się. Najbardziej bulwersujące jest to, że GNB tylko mocniej pod względem prawnym zabezpiecza się w ramach ewentualnych procesów sądowych i robi wszystko, co jest możliwe, aby klient nie zobaczył tych tabel, z góry wiedząc, że gdyby klient zobaczył taką tabelę, to zdecydowana większość klientów nie kupiłaby tego Planu Regularnego Oszczędzania (na pewno nie ci, którzy sobie tego nie życzyli ze względu na jego długoletni horyzont czasowy i loteryjność/hazardowość produktów - a celem GNB jest sprzedanie tego produktu również tym, którzy tego sobie nie życzą). Na potwierdzenie intencji GNB, że "lepsze uświadomienie klienta" jest przez GNB rozumiane jako lepsze zabezpieczenie się GNB przed sądem najlepszym przykładem jest  odpowiedź rzecznika GNB (p. Wojciecha Surego) dla redakcji NaTemat, który w odpowiedzi na bulwersujące potraktowanie pewnego staruszka odpisał redakcji NaTemat w ten sposób: "... staramy się udoskonalać ofertę, modyfikować proces szkolenia naszych doradców oraz wprowadzać rozwiązania, których celem jest potwierdzenie faktu, iż każdy Klient dokonuje świadomego wyboru oferowanego produktu (dodatkowy formularz podpisywany przez Klienta)". 
Intencje Getin Noble Banku stają się jasne: mogąc wręczyć do podpisu dwa egzemplarze takiego załącznika i zażądać podpisania ich przez klienta oraz zatrzymania w dokumentacji bankowej jednego z nich (wtedy klient na 100 % otrzymuje dokument i od niego zależy czy go przeczytał, a intencje Banku stają się czyste i pokrywają się z zaleceniem UOKiK[i]), GNB woli "zapewnić mocniejsze prawniczo potwierdzenie faktu, że klient jest świadomy" - GNB robi to w ten sposób, że nakazuje własnoręczne napisanie przez klienta takiej właśnie sentencji.


[i] W sprawie UOKiK przeciwko Getin Noble Bankowi w decyzji RŁO-38/2011 UOKiK z dnia 20 grudnia 2011 roku uznał, że "przedsiębiorca bezprawnie pomijał w umowie kredytowej  informacje o łącznej kwocie wszystkich kosztów, opłat i prowizji do których zapłaty zobowiązany był konsument. Zgodnie z prawem, takie informacje powinny znajdować się w umowie kredytowej, a nie jak praktykował to Getin Noble Bank – w załącznikach do niej. Zdaniem Urzędu, kredytobiorca powinien mieć dostęp do pełnej wiedzy o zakresie jego praw i obowiązków bez konieczności poszukiwania istotnych informacji w dodatkowych dokumentach". Moim zdaniem podobne rozumowanie należy zastosować do zawartych umowy o nazwie grupowe ubezpieczenia na życie i dożycie o nazwie Plan Regularnego Oszczędzania Zabezpiecz Przyszłość. Tak na marginesie umowa ta mająca w tytule "ubezpieczenie" robi tylko pozory bycia produktem ubezpieczeniowym, bo wskazana w umowie osoba uposażona (ta, która dostanie "odszkodowanie" w przypadku śmierci ubezpieczającego) otrzyma nie kwotę ubezpieczenia, tylko wartość zgromadzonej składki potrąconej o opłaty likwidacyjne zgodne z tabelą wykupu. Czyli np. jeśli ubezpieczony umrze po 2 latach od przystąpienia do ubezpieczenia, to osoba uposażona otrzyma ok. 12 % zgromadzonych środków (zgodnie z moimi wyliczeniami i przedstawioną mi omyłkowo (!) tabelą po 2 latach przy zgromadzonych środkach w wysokości 7500 zł, osoba uposażona otrzyma 900 zł!).